Marian Ruzamski miał entuzjastyczne recenzje i wystawy w najważniejszych salonach II Rzeczpospolitej, to jednak nigdy nie przebił się do elity polskich malarzy XX wieku. Dlaczego?
autor tekstu: Tadeusz Zych
Marian Ruzamski urodził się 2 lutego 1889 roku w Lipniku koło Bielska Białej, w rodzinie o korzeniach polsko-francusko-żydowskich, która 1891 roku zmieniła dotychczasowe nazwisko Mazur na Ruzamski. W 1903 roku Ruzamscy przenieśli się do Tarnobrzega, gdzie ojciec Mariana, Antoni otrzymał posadę notariusza. Młody Ruzamski już wczasach gimnazjalnych objawiał nieprzeciętny talent plastyczny udanie portretując swoich kolegów i nauczycieli. Nikogo nie dziwiło więc iż po ukończeniu krakowskiego Gimnazjum im. Jana III Sobieskiego wybrał studia plastyczne, wstępując w 1908 roku do Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie uczył się w kolejno w klasie: Stanisława Dębickiego, Leona Wyczółkowskiego, Jacka Malczewskiego i Juliana Fałata. Równocześnie ze zgłębianiem tajników sztuki, podjął się trudu uzupełniania swej wiedzy ogólnej, zapisując się na wydziały: prawa i filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauka w krakowskiej akademii zbiegła się w czasie z jej reformą, co sprawiło iż Marian otrzymał on nie tylko solidne rzemiosło, ale też względnie dużą swobodę w poruszaniu się po ścieżkach sztuki. Po latach w liście do Boya - Żeleńskiego tak opisywał pierwszy okres pobytu w Krakowie: "W 1907 i 1908 roku chodziłem do Muzeum Narodowego i do kościoła Franciszkanów, gdzie szczególną przyjemność sprawiało mi kopiowanie Wyspiańskiego. Była to przypuszczam przyjemność zbliżona do tej, jaką Pan odczuwał przy własnych tłumaczeniach [...] Kopie poginęły, ale jedna po latach wypłynęła, jako autentyk Wyspiańskiego, znany przez znawców"[1]. Studia malarskie ukończył z wyróżnieniem srebrnym medalem zaś rok później po wygraniu konkursu ogłoszonego przez krakowskie Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych w nagrodę wyjechał do Paryża, gdzie mógł stanąć "oko w oko" z najwspanialszymi dziełami wielkich mistrzów. Niestety pobyt w Paryżu trwał krócej niż założył to sobie artysta, gdyż w momencie wybuch wojny jako poddany Monarchii Austro -Węgierskiej, musiał opuścić stolicę Francji w obawie przed internowaniem. Powrócił do Tarnobrzega, skąd pod koniec 1914 roku został zabrany przez wycofujące się z miasta, okupacyjne wojska rosyjskie.
Całe cztery długie lata I wojny światowej spędził, jako "jeniec cywilny" w Rosji w okolicach Charkowa. Tu po raz pierwszy w życiu doświadczył autentycznej biedy, którą przeżył dzięki talentowi malarskiemu. Na zamówienie okolicznych mieszkańców malował portrety i kwiaty, które następnie wymieniał na żywność. Dodatkowym, iście traumatycznym doświadczeniem było zetknięcie się malarza z bolszewicką rewolucją 1917 roku. Jej okrucieństwa i ciągłe życie w stanie skrajnej nędzy doprowadziły go z czasem do nerwowego załamania. Wspomnienia tych lat będą mu towarzyszyć przez całe życie i sprawią, iż, mimo że w latach 30 -tych XX wieku będzie przebywał w środowisku typowo lewicowym, to nigdy nie stanie się apologetą sowieckiego systemu.
Po powrocie do kraju, gdzie udało mu się przywieść kilka swoich prac z okresu charkowskiego, w tym olejny często reprodukowany portret "Bolszewika", artysta przebywał najpierw w Krakowie a następnie we Lwowie, gdzie pracował jako asystent profesorów: Władysława Sadłowskiego i Jana Sasa Zubrzyckiego na Wydziale Architektury tamtejszej Politechniki. Okres krakowski i lwowski to najlepszy czas w twórczości Ruzamskiego. Artysta zmienia wtedy styl i technikę malowania, odchodząc stopniowo od farb olejnych na rzecz ołówka, pasteli a w szczególności akwareli. W tej ostatniej stał się prawdziwym mistrzem, co skwapliwie odnotowali ówcześni krytycy. "Akwarele Mariana Ruzamskiego - pisał jeden z nich - są objawami wybitnego talentu. Miękkość, powietrzność, impresyjność widoków z miast i pejzaży są niezmiernie trudne do osiągnięcia farbami wodnymi - a to właśnie stanowi specjalność artysty"(Jan Kleczyński). Inny dodawał:"Ruzamski jest artystą, o którym powiedzieć już można, że znalazł swój wyraz. A składa się na to delikatny rysunek i subtelny, na ogół ciepły ton w jasnych zestrojach barwnych, przyczem wybitną rolę odgrywa współdziałanie światła, jakby przesianego przez przejrzysty muślin czystej mgły"(E. Byk).
Częstymi tematami prac Ruzamskiego były panoramy Krakowa i Lwowa oraz portrety znanych sobie ludzi. W jego akwarelach widać oryginalną technikę polegającą na nanoszeniu farb na grunt uprzednio zwilżony wodą. Ten zabieg pozwalał osiągać niebywałe efekty w tym tzw. "mgiełki". Zadziwia także jego umiejętność spojrzenia na twarz modela, w którym artysta potrafił oddać również stan emocjonalny portretowanego. Ta forma malarska przywodzi ma myśl sposób tworzenia obrazów przez jego uczelnianych mistrzów: Fałata i Wyczółkowskiego. Z tym ostatnim Ruzamski mocno się zaprzyjaźnił, goszcząc go w swoim tarnobrzeskim domu i organizując wspólnie malarskie wyprawy w okolice Sandomierza. W liście do francuskiego pisma "La Revue Moderne" Ruzamski tak dokonywał swojej artystycznej samooceny: "Nie uważając siebie za pierwszoplanową, reprezentatywną postać w sztuce polskiej, dokładam starań utrzymania się na przyzwoitym poziomie średnim, na jaki mnie stać
jestem w sztuce amatorem. Nie jestem i nie byłem awangardzistą. Wyznaję w sztuce tradycjonalizm w istotnym, niepowierzchownym słowa tego znaczeniu. Walor i kolor są mymi środkami artystycznymi, a nie linia. Z artystów najbliższych mi wymienię: Turnera, Daumiera, Carrierea, Zorna. Z polskich: Ślewiński, Krzyżanowski, Pankiewicz i Boznańska
Najlepsze me obrazy nie nadają się zupełnie do zdjęć fotograficznych, bo są oparte na kolorze. Jako temat - widoki miast polskich w słońcu przez mgłę lub kwiaty. Poza tym portret i pejzaż. Z technik, olej wcześniej porzuciłem, oddawszy się wyłącznie akwareli."[2] Ruzamski w tym czasie maluje dużo, sporo także wystawia, zbierając często entuzjastyczne recenzje w ogólnopolskiej prasie "Portret staje się dziedziną, w której talent Ruzamskiego wypowiada się najpełniej
pod względem charakterystyki są to portrety niezrównane i mało znajdują sobie podobnych we współczesnej, polskiej twórczości plastycznej" - pisał o malarstwie Ruzamskiego, Władysław Terlecki.
W 1927 roku tarnobrzeski artysta miał także swoją indywidualna wystawę w czeskiej Pradze. Rok później powrócił do Tarnobrzega, gdzie osiadł na stałe, w sposób świadomy wybierając rolę artystycznego outsidera. Z dala od wielkich ośrodków kultury stworzył w małym czterotysięcznym miasteczku środowisko artystyczne, które spotykało się w domu doktora Eugeniusza Pawlasa i jego żony Janiny, zwanym "Pawlasówką". Gośćmi Ruzamskiego i Pawlasów byli m.in. Emil Zegadłowicz, Stefan Żechowski, Stanisław Piętak i Andrzej Piwowarczyk. Żechowski po latach tak wspominał tarnobrzeskiego artystę: "Był to człowiek niezwykły. Jego poglądy filozoficzno - malarskie cechował głęboki humanizm. Namalował setki obrazów i wykonał mnóstwo rysunków. Mimo tych osiągnięć pozostał prawie nieznany, gdyż nie uczynił niczego dla spopularyzowania swojej sztuki. Był zupełnie wolny od potrzeby jakiegokolwiek rozgłosu i sławy"[3].
Pod koniec lat 20 -tych jeszcze raz podjął próbę wejścia w nurt krakowskiej sztuki, wiążąc się z malarzem i rzeźbiarzem Stanisławem Szukalskim i jego grupą "Szczepem Rogate Serce". Szukalskiego Ruzamski znał jeszcze z czasów studiów w akademii, a teraz jego oryginalne aczkolwiek bardzo kontrowersyjne poglądy na sztukę uważał za szansę przełamania w niej utartych i akademickich wzorców. Współpraca z Szukalszczykami zaprowadziła Ruzamskiego nawet do objęcia stanowiska naczelnego redaktora ich pisma "Krak". Wydał on także w 1934 roku, własnym sumptem broszurę p.t. "Kto to jest Szukalski?" będącą swoistym panegirykiem ekscentrycznego artysty. Jednak w połowie lat 30 -tych ich drogi się rozeszły, choć Ruzamski do końca będzie uważał Szukalskiego za artystę wielkiego.
Prócz malarstwa drugą jego pasją była literatura. Kontakty Ruzamskiego z wieloma pisarzami ( m.in. z Tuwimem i Boyem Żeleńskim) zaowocowały własnymi próbami literackimi. Pisał głównie fraszki i wiersze. Niektóre z nich Tuwim pomieścił w swojej książce "Cztery wieki fraszki polskiej". W połowie lat 30. tych artysta przesunął wyraźnie swoje poglądy polityczne w lewo, co między innymi doprowadziło go do spotkania i przyjaźni z Emilem Zegadłowiczem, który wielokrotnie gościł w jego tarnobrzeskim domu i z którym prowadził przez kilka lat obfitą korespondencję[4]. Ruzamski był także oficjalnym wydawcą jego skandalizującej książki "Motory", do której ilustracje za namową tarnobrzeskiego artysty wykonał Stefan Żechowski. Swoistym podziękowaniem pisarza dla Ruzamskiego, było pomieszczenie w tej powieści opowiadania, które wyszło spod pióra pana Mariana, zatytułowanego "Lekcja historii dla dzieci w roku 5047".
Pomimo fascynacji literaturą, Ruzamski nie odszedł jednak całkowicie od malarstwa. Tworzył, co prawda mniej i w zasadzie nie wystawiał, za to jego dzieła koncentrowały się na rodzimych tematach, będąc zapisem niezwykłego kolorytu małomiasteczkowej i wielokulturowej rzeczywistości.
Wojna i niemiecka okupacja przyniosły Ruzamskiemu doświadczenie drugiego po bolszewickim, totalitaryzmu. Jego nadejście wyczuwał w swojej wrażliwości, czemu niejednokrotnie dawał wyraz w listach do przyjaciół. Ogromna bieda z jednej i sprawdzająca się w skrajnych warunkach przyjaźń z drugiej strony wyznaczały wojenne bytowanie artysty. Znów sprzedawane, także w zawiślańskich wioskach rysunki, oraz materialna pomoc Janiny Pawlasowej "Dobrej Duszy" - jak nazwał ją sam artysta - nieraz ratowały z opresji Ruzamskiego i jego przyjaciół.
4 kwietnia 1943 roku został on aresztowany, oskarżony o pochodzenie żydowskie i homoseksualizm i wywieziony do KL Auschwitz. Donos na niego złożył miejscowy folksdojcz, w zemście za to, iż artysta nie chciał wykonać mu portretu. W obozie, gdzie otrzymał numer 122843 rozpoczął się ostatni etap życia i twórczości Ruzamskiego. Mimo kiepskiego zdrowia, pomoc ze strony współwięźniów dla których był "Profesorem", przesyłki żywnościowe od Pawlasowej, a przede wszystkim "ucieczka w sztukę" pozwalały mu na przeżycie kolejnych miesięcy obozowego piekła. W Auschwitz, gdzie spotkał m.in. Xawerego Dunikowskiego, powstały ostatnie jego prace, prezentowane po wielu latach na wielkiej berlińskiej wystawie "Kunst in Auschwitz"[5]. Jej pomysłodawca i kurator Jurgen Kaummketter tak opisywał te dzieła: "Tradycjonalizm artystycznych środków wyrazu zawartych w obrazach i prostota, w której artysta zrezygnował ze wszystkiego, co mogłoby rozpraszać uwagę są szczególnie widoczne w serii portretów autorstwa Mariana Ruzamskiego, której podobieństwo do portretów Hansa Holbeina młodszego samo się nasuwa"[6]. Cudem uratowane są dowodem wielkości sztuki, dającej nadzieje i możliwość schronienia się nawet przed najgorszym złem.
Marian Ruzamski nie doczekał wolności, choć dzieliło go od niej kilka dni. W początkach 1945 roku znalazł się w grupie 60 tysięcy więźniów, których Niemcy ewakuowali z Auschwitz. Pieszo przeszedł tzw. marsz głodowy, którego nie wytrzymała połowa więźniów. W pierwszych dniach marca skrajnie wycieńczony, odwodniony i przemarznięty dotarł do obozu w Bergen Belsen, gdzie zmarł 8 marca na dwa tygodnie przed wkroczeniem tu wojsk alianckich. Przez cały czas tej morderczej wędrówki, Ruzamski niósł ze sobą to co dla niego było najcenniejsze, swoje obozowe rysunki i akwarele, w sumie 49 prac, które złożyły się na tzw. "Teczkę oświęcimską" Po jego śmierci, jeden ze współwięźniów zaopiekował się nimi i po wojnie przewiózł do Francji, skąd trafiły zgodnie z ostatnią wolą artysty do ukochanej przez niego osoby - Janiny Pawlasowej. Dziś stanowią własność Państwowego Muzeum KL Auschwitz w Oświęcimiu.
Po wojnie zupełnie zapomniany, czeka na ponowne odkrycie i należne miejsce w historii polskiego malarstwa XX wieku.